Recenzja

Twórca, film, sci-fi [recenzja]

Krzysztof Zimiński recenzuje Twórca
7/10
Twórca, film, sci-fi [recenzja]
7/10
Gareth Edwards to twórca o stosunkowo krótkim dorobku kinowym, który jednak wpisał się już w historię kina. Jego "Łotr 1" to jedna z najciekawszych produkcji ze świata Gwiezdnych Wojen od czasu pierwszej trylogii, więc po jego kolejnym dziele można było sobie sporo obiecywać. Niestety - brytyjski reżyser dowiózł tylko częściowo.

"Twórca" przenosi widzów w bliską przyszłość, gdy trwa walka pomiędzy ludzkością a oddziałami autonomicznych robotów obdarzonych sztuczną inteligencją. Od czasu wybuchu nuklearnego w Los Angeles ludzkość tropi ośrodki zrobotyzowanego ruchu oporu celem eliminacji, ale też infiltruje szeregi sympatyków AI. Jednym z agentów jest Joshua Taylor, który szukając tytułowego twórcy robotów, związał się jedną z ludzkich kobiet z tego ruchu. Operacja amerykańskich wojsk, która miała pomóc z dotarciu do źródła, kończy się tragedią. Taylor, po kilku latach zajmuje się porządkowaniem strefy wybuchu w LA, gdy dogania go przeszłość. Okazuje się, że jego żona może dalej żyć, ale by do niej dotrzeć, musiał będzie na nowo podjąć współpracę z wojskiem, by zniszczyć nową broń robotów. W trakcie misji, w Azji, w drodze do żony, na jego drodze stanie jednak wyjątkowe dziecko, obdarzone sztuczną inteligencją. Spotkanie rozpoczyna lawinę niekontrolowanych wydarzeń, prowadzących do potencjalnego ostatecznego starcia między ludźmi a robotami.

Edwards w swojej produkcji porwał się na temat dość ambitny. To futurystyczny thriller akcji, będący popkulturowym koktajlem, ostrzeżeniem na przyszłość, ale jednocześnie metaforyczną przypowieścią, w której motywy religijne mieszają się z komentarzem do kondycji ludzkości.

Mamy tu kilka warstw, działających jednak w różny sposób.

Na pewno to film zrealizowany na wysokim poziomie, robiącym tym większe wrażenie, że wcale nie miał - jak na dzisiejsze standardy - wysokiego budżetu. To ciekawa, intrygująca wizja świata, kapitalny design, świetne efekty specjalne oraz udźwiękowienie, a wszystko to osadzono w rewelacyjnie wyglądających sceneriach.

Niestety sam świat i koncepcja walki ludzi z maszynami były dla mnie bardziej angażujące niż sama opowieść. Od początku widać liczne filmowe inspiracje - Edwards cytuje "Blade Runnera", "Animatrixa", "Akirę" czy "Czas Apokalipsy" i futuryzm dobrze koresponduje tu z odniesieniami do wojen sprzed dekad.

Problem polega na tym, że o ile wydaje mi się, że rozumiem intencje reżysera i zawartą w jego obrazie metaforę, to całość nie poruszyła mnie emocjonalnie. Ludzkość w tym konflikcie jest bowiem przedstawiona jak faszyści, których celem jest eksterminacja innej rasy czy też nacji, AI to uciskana mniejszość, niby terroryści, ale bardziej partyzanci, broniący się i walczący o przetrwanie. Niestety mija nieco czasu nim historia się rozkręci, główny bohater zaangażuje się w konflikt, a reżyser pokaże więcej - dość dużo czasu, bym zdążył wyrobić sobie obojętność, bez sympatyzowania z żadną ze stron. W końcu jest też rzeczą naturalną, ludzką, że jest się po stronie ludzi, z nimi się choćby podświadomie sympatyzuje, nawet jeśli zostali przedstawieni w sposób aż tak bezduszny i zdehumanizowany. Edwards zresztą robi tu aluzje do światowej wojny z terroryzmem i islamskimi fundamentalistami, w bardzo podobny sposób jak w "Łotrze 1", co w moim przypadku nie skłaniało do empatii, a raczej pogłębiało relatywizm konfliktu, i tym bardziej mnie zobojętniało. Reżyser zawiesił zresztą ten film między realizmem a przerysowaniem, bo mamy sporo odnośników do autentycznych konfliktów, podczas gdy finał to odpowiednik próby wysadzenia pseudorealistycznej Gwiazdy Śmierci, potężnej broni ziemskiego Złowrogiego Imperium, czyli antyrobociej koalicji.

Oddzielnym emocjonalnym wątkiem jest relacja głównego bohatera z robotyczną dziewczynką, z jednej strony zahaczająca o motyw Pinokia, z drugiej idąca w tony rodzicielskie, a zwłaszcza ojcowskie - i tu też emocjonalnie nie do końca jak dla mnie ten film stawał na poziomie zadania, choć w tu pod koniec radził sobie nieco lepiej.

Wspomniałem o odniesieniach popkulturowych i historycznych, ale dla Edwardsa było to wyraźnie mało, bo mamy tu - choćby w imionach bohaterów - odniesienia do hinduizmu i do Biblii, a całość idzie w metaforyczną stronę Genesis 2.0.
Pytanie - czy nie jest w tym barszczu o parę grzybów za dużo? Moim zdaniem tak, bo przez natłok kontekstów, odniesień i znaczeń nie wszystko wybrzmiewa tak, jak mogłoby wybrzmieć. Pozostaje świetna, praktycznie nieskazitelna oprawa, której wyrazistość osłabia jednak niemal zupełnie wyprana z emocji fizjonomia Johna Davida Washingtona w roli głównej. Choć być może takie było właśnie założenie - na jego tle robotom nietrudno jest wyglądać bardziej ludzko, ja jako widz nie miałem tu jednak ani postaci do identyfikacji, ani strony, której bym kibicował.

Seans tyleż piękny, co niemal zupełnie beznamiętny.

Opublikowano:



Twórca

Twórca

Wydanie: I
Premiera: Styczeń 2024
Oprawa: DVD
Stron: 128 min.
Wydawnictwo: Galapagos
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-